„(…) umkajem emunato liszenei afar.”
„(…) i utwierdzasz swoją wierność śpiącym w prochu.”
Sidur/Modlitewnik żydowski, Amida (fragment)
„(…) ulkajem et kol diwrej talmud toratecha beachawa.”
„(…) i urzeczywistniać wszystkie słowa nauki Twojej Tory, z miłością.”
Sidur/Modlitewnik żydowski, Ahawa raba (fragment)
Kabaliści często w swoich dociekaniach posiłkują się czymś takim, co nazywamy kombinatoryką liter. Idąc tym tropem, pozwoliłam sobie zestawić te dwa powyższe fragmenty i zwrócić uwagę na pierwsze słowa: „umkajem” oraz „ulkajem”. W zapisie hebrajskim widzimy, że różnią się one tylko jedną literą: mem i lamed.
Te właśnie dwa miejsca stanęły przede mną i zaczęły wołać, bym je zobaczyła, odsłoniła w głębinach swojej duszy. Nie wiem, czy uda mi się to jakoś opisać, może trochę? Może. Może odsłoni się morze i przejdziemy. Pójdziemy. Czy utoniemy?
Jeśli te dwa słowa grają ze sobą, to znaczy, że jest w nich jakiś klucz, jakiś znak, jakaś wskazówka.
By łatwiej zrozumieć moje rozważania, przytoczę większe części z powyższych modlitw.
Amida (fragment):
„Utrzymujesz żyjących w miłującej dobroci, ożywiasz zmarłych w miłosierdziu wielkim, podtrzymujesz upadających, leczysz chorych, uwalniasz związanych i utwierdzasz swoją wierność śpiącym w prochu.”
I Ahawa raba (fragment):
„Nasz Ojcze, Ojcze miłosierny, okazujący miłosierdzie, zmiłuj się nad nami i daj naszym sercom rozumieć i wyjaśniać, słuchać, uczyć się i nauczać, przestrzegać i wypełniać, i urzeczywistniać wszystkie słowa nauki Twojej Tory, z miłością.”
Wobec „śpiących w prochu” łatwo jest przyjąć, że mowa jest o człowieku, który już fizycznie umarł. Ale gdy słowo „umkajem” „otworzymy” słowem „ulkajem”, zrozumiemy, że rzecz dotyczy także tych, którzy jeszcze fizycznie żyją, ale są jakby „martwi za życia”. Spanie w prochu tworzy przede mną obraz ludzi, którzy umarli duchowo, emocjonalnie, psychicznie, którzy stracili wszelką nadzieję na lepsze życie, na radość, szczęście, miłość, zdrowie i tak dalej, i tak dalej. Śpiący w prochu, to żyjący w ciemności, w nieświadomości, w beznadziei, w izolacji przed światem i przed samym sobą, a przede wszystkim próbujący chować się przed Bogiem.
A modlitwy te mówią nam, że to właśnie Stwórca jest tym, który karmi, podtrzymuje, ożywia, leczy, podnosi, uwalnia. I utwierdza w nas swoją wierność (słowo „emuna” oznacza zarówno wierność, jak i wiarę, co – według mnie – tylko wzmacnia jeszcze powyższe słowa modlitwy).
I dalej, poprzez pamiętanie, że Stwórca jest miłosierny i okazuje miłosierdzie, obdarza nas miłosierdziem, możemy z miłością próbować przenikać słowa Tory, by móc je urzeczywistniać. Tora jest życiem. Jak mówi Zohar: „Zło czai się tuż za progiem, a jedyną ochroną dla nas jest trzymanie się nauki Tory”. Nauka Tory jest jak tworzenie bezpiecznej przestrzeni wokół siebie. Zło, nazywane też „jecer hara”, zły popęd, ego, ciemna strona, działa w bardzo wysublimowany sposób i łatwo – dzięki jego podpowiedziom – skręcić w niewłaściwą drogę. A niewłaściwa droga, czasami – niestety – oznacza śmierć. I możemy tu myśleć na wielu poziomach: fizycznym, duchowym, emocjonalnym, psychicznym, psychologicznym. Tora jest wolnością. Jak mówi pewne stare porzekadło: „prawdziwa wolność rodzi się wyłącznie w ryzach samodyscypliny”. Bo wolność nie jest przecież możliwością robienia wszystkiego, to prowadzi jedynie do pustki, pomieszania i duchowej śmierci.
Oczywiście, każdy może mieć własną drogę, ważne jedynie, by była to Prawdziwa Droga.
A modlitwa jest jedynie jakimś tam narzędziem do tego, by nas zbliżać do Światła, by nas wznosić i prowadzić. Modlitwa może rozjaśnić jakiś kawałek naszej Drogi.
Ale – tak myślę – ważne jest, by pamiętać, że zawsze jest nadzieja. I tylko od nas zależy, czy chcemy wstać, zrzucić z siebie ten proch śmierci i pójść, wyruszyć, zaufać. Wiem, że niektórzy uważają, że wiara, to kwestia łaski. I być może jest w tym jakaś część prawdy. Ale tylko część. Myślę, że wiara rodzi się z naszych myśli, z naszych intencji, a przede wszystkim z naszego działania. Gdy nie mamy siły na działanie, pozostają intencje. Gdy nie mamy siły na dobre intencje, pozostają myśli. Zawsze można myśli skierować do Boga, a jeśli i to jest dla nas za ciężkie, można chociaż otworzyć księgę, w której ktoś dla nas zapisał modlitwy i po prostu je przeczytać. Raz, drugi, trzeci. To jak mozolne dłubanie w murze, trochę pyłu i jeszcze trochę, a tu „nagle” – przejście.
Kabała bardzo dużo mówi o tym, że nie ma niczego „nagle”, tak jak nie ma przypadku. Wszystko jest konsekwencją naszych działań, naszych wyborów. Ale Stwórca jest miłosierny.
Próbujmy więc urzeczywistniać dobro, a wiara wzmocni się w nas. A jeśli jest w nas mocna wiara, to po prostu czyńmy, urzeczywistniajmy naszą Drogę miłującą dobrocią.
Baruch Haszem.
Ania Forystek