Ja nie wiem, jak działa Bóg. Ale wiem, że Bóg działa w sposób dla nas niepojęty i często daje nam zdarzenia, sytuacje, które nas zaskakują, dołują, przygniatają, radują, wznoszą. I wszystkie one budzą w nas zadziwienie. Te radosne od razu pozwalają nam podziękować, a te niezbyt miłe, jeśli uda nam się wreszcie zobaczyć w nich Obecność Boga, wtedy dopiero wyzwalają w nas poczucie wdzięczności.
Wczorajszy dzień spędziłam na SORze w Krakowie. Super nowoczesny budynek, nowoczesne wyposażenie, bardzo dobrze wyszkolona, miła kadra. Wszystko bardzo dobrze, tylko dlaczego tam byłam? A dziś rano jeszcze u laryngologa.
Często zdarzenia dzieją się „nagle”. Wczoraj rano mój nos został cudownie przestawiony przez jadącą sobie rowerzystkę, która nie dość, że oddała mi strzał w nos, to jeszcze usłyszałam: „kobieto, uważaj jak chodzisz!!!”. Tak, może jej nie zauważyłam, ale ona mnie też nie zauważyła. No i pewnie była w takim samym szoku, jak ja.
Nie chcę zajmować się takimi sprawami na moim blogu, ale niestety muszę powiedzieć, że ogromną głupotą jest wprowadzenie ulic jednokierunkowych, po których rowery mogą jeździć jakby pod prąd. Jeśli ulica jest jednokierunkowa, to logiczne wydaje się, że powinna być jednokierunkowa tak dla aut, jak i dla motorów, skuterów, rowerów i wszelkiej maści pojazdów. No nic, może ktoś, kto to wymyślił, zdąży się nad tym zastanowić, zanim kolejne osoby będę poszkodowane. A rowerzysta, szczęśliwy, gna sobie na swoim pojeździe i co go tam ludzie. Oj, tyle o tym.
Na szczęście miałam pod ręką chusteczkę i blisko do domu, więc szybkim krokiem dotarłam do łazienki i pozwoliłam swobodnie wypłynąć strumieniom krwi. Jakimś cudem ustawiłam sobie nos, który wyglądał, jak po dobrym meczu bokserskim. Był miękki i dobrze się ustawiał. Mniej więcej wrócił na dawne miejsce. Jest złamany, ale nos sam się zrasta. Tylko pod lewym okiem, gdy opuchlizna z nosa zaczęła schodzić, pojawiły mi się kolory, jakbym dostała od kogoś (bo w sumie dostałam). No nic, jakoś się to zagoi. Lekarz powiedział: „czas leczy rany”. Ale zastanawiam się, czy rzeczywiście tak jest? Chyba TYLKO wtedy, gdy na to pozwolimy.
Spotykają mnie ostatnio dziwne rzeczy, które próbuję zrozumieć. Nie tak dawno, bo we wrześniu, też coś dotknęło mojej twarzy. To stało się na wiadomość o śmieci Magdy (trochę o tym w „Baruch Dajan Emet”). Wtedy cała moja twarz przez kilka dni była spuchnięta, wyglądałam jak mutant. Teraz – znów twarz, znów opuchlizna, a do tego złamanie.
I tak myślę, co jest takiego tutaj dla mnie? Jakie przesłanie od Boga? Bo ja wiem, że wszystkie te zdarzenia są od Boga. Twarz kojarzy mi się z dobrym Imieniem, z „zachowaniem dobrej twarzy”. Ale nie myślę tu o udawaniu czegoś, a raczej o wybaczeniu.
Jom Kipur jest takim czasem, gdy wybaczamy. I naszym obowiązkiem jest wybaczyć komuś, kto jakoś nam zawinił, najpóźniej po trzech latach, po trzech Jom Kipur. A jak jest z wybaczeniem sobie?
Według mnie, to właśnie sobie jest najtrudniej wybaczyć. A jeśli sobie nie wybaczamy, to znaczy, że siebie nie kochamy, a to z kolei oznacza, że nie ufamy boskiemu prowadzeniu. I też, jeśli nie kochamy siebie, to jak mamy kochać innych? A jakie jest najważniejsze przykazanie?
I tak z tą moją twarzą przyszło mi, żebym sobie wybaczyła swoją przeszłość, żebym zobaczyła, że teraz jestem już inną osobą niż dawniej, nawet jeśli siedzą we mnie jakieś dawne wzorce, a na pewno siedzą. Miałam niedawno kilka snów, które pokazały mi moje dawne życie. I pamiętam, że później poczułam do siebie obrzydzenie. A teraz wiem, że przeszłość już minęła, teraz jest inny czas. I trzeba sobie wybaczać. Wybierać Boga, mieć skruchę w sercu i pokorę, i dziękować za wszystko, co mamy.
Przykro mi, że dawniej nie miałam takiej świadomości, jaką mam teraz i że wychowywałam się w takich, a nie lepszych warunkach psychicznych. Ale tak miało być. Taka jest moja Droga.
A jeszcze ciekawe, że dziś spotkałam na chodniku Gabi. Mieszka dwie bramy dalej. A wtedy, gdy miałam spuchniętą twarz, też podobnie się spotkałyśmy. Poczułam się, jakby czas zatoczył koło. Tylko czy uda mi się dobrze przerobić tę lekcję? Bo ja nie chcę już kolejnych uderzeń. Gabi wspomniała, że lewa strona to przeszłość. A to łączy się z moimi odczuciami. Czy to sprawa wybaczenia? Czy uda mi się uwierzyć, że pomimo takiego powiedzmy mojego młodzieńczego błądzenia, mogę mieć „dobrą twarz”, „dobre Imię”?
Podobno, jeśli okazujemy skruchę, to Bóg zawsze nam wybacza, więc dlaczego my nie możemy wybaczyć sobie? Czy musimy się ranić, okaleczać, chorować?
Jak działa Bóg? Pozwala nam błądzić, abyśmy mogli wrócić.
Baruch Haszem.
Ania Forystek