Na dobry początek

Na dobry początek pozwolę sobie zamieścić tekst, który napisałam w marcu obecnego, czyli 2014 roku. Jakoś przychodzi on do mnie i też trochę pokazuje moje postrzeganie rzeczywistości i to, co jest dla mnie ważne w tym moim tutaj pisaniu. Zachęcam do lektury. Tekst jest może trochę długi, ale prosty i właściwie banalny, może jednak kogoś zatrzyma w zamyśleniu, zainspiruje lub zachęci do czegoś pozytywnego.

AF

Puste kartony – spotkanie z Szechiną

Ostatni dzień marca. Wracałam do domu. Ulicą, która biegnie nieco w górę, szedł starszy mężczyzna. Z ogromnym trudem pchał przed sobą wózek cały załadowany różnymi kartonami. Patrzyłam na niego i poczułam, jak coś mnie dotknęło. Od razu pomyślałam, żeby dać mu chociaż kilka złotych. Ale, nie, nie, może nie. Minęliśmy się, on poszedł dalej ulicą w górę, ja chodnikiem w dół.

Pełna rozterek zdążyłam już dojść do drzwi wejściowych do kamienicy, ale widok tego mężczyzny nie dawał mi spokoju. Wahałam się, wątpiłam. Zaczęłam iść za tym mężczyzną. Ale znów zaczęłam się wahać. Jakiś głos mówił mi jednak: tak, tak, idź. Zdążył już sporo zawędrować, ale udało mi się go dogonić. Podeszłam i powiedziałam, że przepraszam, ale pcha ten wózek z tak wielkim trudem, że coś mu trochę wrzucę do kieszeni. I wrzuciłam mu pieniążki do kieszeni bluzy z polaru. Mężczyzna patrzył na mnie z ogromnym zdziwieniem. Zaczął sprawdzać kieszeń, ale ja już odeszłam. Nie odwróciłam się.

To może banalne zdarzenie dotknęło do głębi mego serca, mojej duszy. Czułam, jakbym spotkała samą Szechinę, z całym jej bólem wygnania, wędrówki, trudu, cierpienia. Jednocześnie przepraszałam w myślach tego mężczyznę, że może go uraziłam, bo może nie chciał pieniędzy, a może dałam mu za mało. Totalny smutek, żal, beznadzieja przeszyły całe moje istnienie. Zapłakałam nad swoim własnym bytem. Zobaczyłam, że to ja jestem tym, który z takim trudem pcha ten swój wózek, załadowany pustymi kartonami. To było tak przerażająco bolesne. Z mych oczu płynęły łzy oczyszczenia. A może ten mężczyzna był zachwycony swoimi kartonami, może po prostu chciał sobie coś do nich spakować? Pewnie nigdy nie poznam tej tajemnicy, ale wiem, że dotknęłam Bożej Obecności, która z wielką siłą skierowała mnie do tego mężczyzny. Jestem pewna, że tą ulicą szła Szechina.

Obraz tego mężczyzny ciągle mam przed oczami. A właściwie nie tego mężczyzny, lecz po prostu obraz Starca, który pcha przed sobą wózek załadowany kartonami i przeróżnymi przedmiotami. Idziemy przez nasze życie ze swoim załadowanym wózkiem, dorzucamy kolejne rzeczy, niektóre oddajemy, inne gubimy lub sprzedajemy za grosze, by przeżyć kolejny dzień. Czy nasza droga jest Drogą do Boga? Dokąd idziemy? Co wieziemy na tym naszym wózku? Czy to jest dla nas naprawdę aż tak ważne, że z takim trudem pchamy pod górę ten cały nasz bagaż? Jeśli te puste kartony są tym, w czym przeniesiemy i damy komuś cenne dary Boga, a nasza wędrówka, mimo trudu, daje nam Tchnienie Bożej Radości, wtedy jesteśmy na właściwej Drodze. Błogosławiony Jesteś Ty, Miłosierny, który wyzwalasz nas z nędzy, smutku i ubóstwa.

 

Wszystko jest ze sobą połączone, wszystko przepływa i splata się. Nikt nie jest oddzielony. Także zwierzęta, rośliny, przedmioty łączą się z nami. I tylko my mamy moc, tę moc od Boga, by rozjaśniać i wznosić, by uświęcać i błogosławić.

Baruch Haszem

Ania Forystek

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

proszę udowodnij, że nie jesteś okropnym SPAMbotem: [wymagane]